(bo kto powiedział, że historia nie może być smaczna?)
W piątek 30 maja 2025r. klasa 2 ATOŚ wraz z panią prof. Ewa Stasiak-Korpak i p.prof. Bartoszem Zakrzewskim na czele zameldowała się na Zamku Królewskim.
Tematem przewodnim były: „Obiady czwartkowe. Stanisław August Poniatowski i jego mecenat”, czyli jak królewskie obiady stały się okazją do wymiany myśli między tuzami polskiego Oświecenia
Z zaciekawieniem słuchaliśmy jak król Staś zamiast wojaczki, wolał obiady, sztukę i gry planszowe. Sam był abstynentem, ale pozwalał uczestnikom obiadów czwartkowych sączyć jeden kieliszek wina.
W tych, moglibyśmy dzisiaj rzec, intelektualnych brunch’ach XVIII wieku brali udział m.in.: Ignacy Krasicki, Adam Naruszewicz, Józef Wybicki, Franciszek Bohomolec, Hugo Kołłątaj, Stanisław Konarski, , Ignacy Potocki, Stanisław Trembecki, a w tle zupa parowała, myśli intensywnie krążyły i nikt nie sprawdzał telefonu!
W Wigilię kucharz królewski Paweł Tremo serwował zupę migdałową – czyli deser i pierwsze danie w jednym. Same obiady odbywały się w Sali Marmurowej i Żółtej, a latem – w Pałacu na Wodzie w Łazienkach, gdzie ptaki ćwierkały, a król i towarzystwo filozofowali.
Nie samą kuchnią jednak żył władca – Stanisław August był mecenasem sztuki, zamawiał obrazy, dbał o edukację, a nawet miał swój wkład w uchwalenie Konstytucji 3 Maja. Choć trzeba przyznać – jego uległość wobec carycy Katarzyny Wielkiej sprawiła, że jego postawa do dziś budzi mieszane emocje. Król mógł być i oświecony, i nieco… zacieniony przez Rosję.
Zwiedziliśmy królewskie komnaty, podziwiając m.in.:
- „Portret Stanisława Augusta w stroju koronacyjnym” – król z miną „jestem godny”,
- „Uchwalenie Konstytucji 3 Maja” – Jana Matejki , na którym Matejko złapał moment niczym paparazzi – wszyscy krzyczą, wiwatują, a król wygląda jakby miał zaraz powiedzieć „Panowie, selfie!”
- „Rejtan – Upadek Polski” – Jan Matejki również, gdzie
Rejtan rzuca się na podłogę z dramaturgią godną opery. Gdyby wtedy przyznawano Oscary – za scenę rozpaczy – otrzymałby go w ciemno! - dzieła Bacciarellego, nadwornego artysty, który umiał nadać każdej twarzy aurę ważności.
- obrazy Canaletta, czyli XVIII-wieczna Warszawa w detalach
W tle tych wszystkich poważnych historii kryła się opowieść o małym bohaterze z białym futrem – królewskim piesku Kiopku.
Jego Kudłatą Mość, rozpuszczoną ponoć i rozpieszczoną do granic możliwości, możemy zobaczyć na obrazie z Michałem Mniszchem i jego córką Elżbietą. Wygląda słodko, ale miał charakter! Podobno pewnego razu ugryzł samego Ignacego Krasickiego. Może z zazdrości o literacki talent? A może po prostu chciał, żeby biskup pisał więcej o psach niż o lisachJ
Na deser zostawiliśmy sobie Salę Zieloną, przyległą do Żółtej – tam dworzanie oddawali się emocjonującym rozgrywkom w tryktraka, czyli planszową wersję Sejmu – też trzeba było przewidywać ruchy przeciwnika, ale bez liberum veto.
Wycieczka była jak królewskie ciastko z kremem: lekka, ale treściwa. Dowiedzieliśmy się sporo o epoce, zobaczyliśmy dzieła sztuki, sale pałacowe, no i poznaliśmy pieska, który ugryzł poetę.
Jeśli ta historia miałaby twarz, to pewnie byłaby uśmiechnięta – i miałaby małego Kiopka u boku.
Ewa Stasiak-Korpak
































